Ostatnie promienie zachodzącego słońca na alpejskich gigantach

Kilka zdjęć zrobionych w ostatnich chwilach przed zapadnięciem zmroku po włoskiej stronie Alp :

___________________________________________________________________________________

___________________________________________________________________________________

___________________________________________________________________________________

___________________________________________________________________________________

___________________________________________________________________________________

Co tu więcej pisać 🙂 ?
Po prostu ENJOY ! 🙂

Etap 8 – Au revoir

Schronisko Petra Piana – Corte

Wtorek 24 sierpnia

Nadszedł ostatni dzień moich przygód na korsykańskim szlaku GR 20. Przy śniadaniu pożegnałem się ze współtowarzyszami wędrówki. Zarzuciwszy plecak na plecy ruszyłem wariantem etapu do schroniska Onda biegnącym na niższej wysokości. Początek w porannym słońcu. Po mniej więcej godzinnym marszu w dół wchodzę w las, gdzie idzie się bardzo przyjemnie w koniu konarów drzew. Co raz niżej i upał wzmaga się 🙂
Szlak wije się w lesie sosnowo-bukowym nad rzeką Manganello. Po trzech godzinach schodzenia mijam szałasy Bergeries de Tolla z obficie zaopatrzonym sklepikiem z wędlinami, serami i napojami.
Kawałek poniżej znajduje się najniżej położone miejsce na szlaku do schroniska Onda passerelle de Tolla. Przechodzę kładkę nad rzeką i kończę tam swoją przygodę z GR 20. Na lewo odbija wariant szlaku Mare a Mare Nord w stronę Canaglii. Leśnym szlakiem idę dalej w dół.
Spotykam sympatycznych Kanadyjczyków, którzy ominęli najtrudniejsze etapy GR 20 i wracają na szlak od schroniska Onda na południe.

Z Canaglii idę krętą szosą naście kilometrów w potwornym upale do Vivario. Bardzo fajne małe miasteczko. Odpoczywam na rynku i idę na stację kolejową położoną za miastem. Pociągiem jadę do Corte.
Postanawiam przespać się w ponoć najtańszym w mieście hotelu HR. Tak przynajmniej pisze przewodnik i reklama na stacji kolejowej w Vivario. Ee nieprawda 50 euro/noc, tanio 🙂
Idę dalej na kemping Restonica. Nocleg z rozbiciem namiotu 10 euro. Wieczorem zwiedzam centrum miasta.
Następnego dnia jadę do Bastii, gdzie mam wykupiony bilet na prom do Livorno we Włoszech.

Do zobaczenia 😉

Etap 7 – Orla przestrzeń

Schronisko Manganu – schronisko Petra Piana

Poniedziałek 23 sierpnia
Rano jest problem 🙂 Niemiec na śniadaniu mówi, że dzisiaj wraca do Niemiec. Jak to ? Opowiada zdarzenia z nocy :
Spałem dobrze, budzę się … a tu problem : namiot rozerwany i polędwicy nie ma. Musiała być dobrej jakości, bo salami zostało w namiocie.
No jak ? Spałeś i nic nie słyszałeś jak pies rozrywa Ci namiot ?

Spałem dobrze … wracam do Niemiec Oj się porobiło 🙂
Mówię mu : idź do gospodarza, jego pies = jego problem, niech naprawia Ci namiot
Oj nie pójdzie …
W końcu klei namiot plastrami. Mówi, że idzie dalej 🙂
Ruszamy z Marcinem przez zarośla, pośród pasących się krów w kierunku przełęczy
Breche de Capitello. Przełęcz leży na wysokości 2225 m. npm. i jest najwyżej położonym punktem
na szlaku GR 20.

Przed przełęczą jest źródełko, w którym należy obowiązkowo uzupełnić wodę. Mozolnie po piargach wchodzimy na przełęcz. Dociera do nas i Niemiec 🙂
Z przełęczy rozpościera się wspaniały widok. Nacieszywszy oczy rozpoczynamy zejście z najwyżej położonego punktu na GR 20.

Lata nad nami śmigło, korsykańskie służby kontrolują poczynania turystów w trudnym
górskim terenie 🙂
Zejście z przełęczy jest w kilku miejscach ubezpieczone stalowymi linami.

Tracąc wysokość wchodzimy na wąską grań, w jednym miejscu schodzimy nieco eksponowanym prawie pionowym łańcuchem na wąziutką przełączkę. Przed przełączka w lewo odchodzi szlak do Corte.

Idziemy dalej ściśle grania mając po prawej wspaniałe turnie z licznie obitymi drogami wspinaczkowymi.

Dalej granią do rozstajów szlaków na przełęczy Bocca a Soglia, gdzie odchodzi wariant szlaku do Corte.
Ostatnie parędziesiąt metrów do przełęczy biegnie przez olchowe krzaki i trzeba uważać by nie zejść za nisko.

Mozolnie przez olchowe krzaki i później przez wielkie bloki skalne. Przed ostrym podejściem na przełęcz Bocca Rinosa jest kolejne źródełko wody, którego nie sposób przegapić. Prawie płaskim terenem mijając graffiti na blokach skalnych idziemy w co raz piękniejszej panoramie na przełęcz Bocca Muzzalla.

Na przełęczy horyzont powala, jest pięknie 🙂

Schodząc z przełęczy wypada mi butelka z wodą. Zdejmuję plecak i robię małego bouldera 🙂 Wszak życie to picie … szczególnie na upalnej Korsyce.
W schronisku Petra Piana dość dobrze zaopatrzony sklepik. Co prawda brakuje dobrych wędlin, ale po tygodniu górskich zmagań nie warto wybrzydzać.

Mój dom na GR 20 :

Etap 6 – Dzikie konie

Castellu di Vergio – Schronisko Manganu

Niedziela 22 sierpnia

Szybko zwijam manatki i mijając zagrodę z chrząkającymi świniami wchodzę na szlak. Początek biegnie przez zacieniony las i idzie się bardzo przyjemnie po prawie równym terenie. Po godzinie las się kończy i rozpoczyna się podejście na przełęcz Bocca San Pedru.
Po drodze mijam malowniczą kapliczkę :

Następnie przechodząc pod szpetną linią energetyczną docieram na przełęcz. Szlak biegnie na otwartej przestrzeni, miejscami można znaleźć miejsce w cieniu drzew przypominającymi drzewa z afrykańskiej sawanny. Na odsłoniętej grani napotykam drzewo, które znajduje się na okładce przewodnika po Korsyce i GR 20 autorstwa Davida Abrama :

Etap jest bardzo łagodny, bez żadnych forsownych podejść. Idę po zboczach U Tritole, następnie łagodnym grzbietem przez otwarty skalny teren szlak prowadzi na przełęcz Bocca a Reta. Na przełęczy spotykam parę z Niemiec, która dzisiaj wystartowała na GR 20. Miło z nimi gawędząc, dowiedziałem się, że planują do przejścia tylko kilka etapów do Vizzavony.
Na przełęczy :

Schodząc z przełęczy rozkoszuję się widokami na jezioro Lac de Nino. Mijam karawanę na osiołkach i już siedzę mocząc nogi w jeziorze. Obok szlaku jest źródełko wody, w którym uzupełniam zapas w butelkach. Idąc dalej przez równinę porośniętą trawami zwaną pozzines mijam pasące się dzikie konie. Myślę sobie : Taki mały Tybet 🙂

Idę szlakiem wijącym się nad wypływającą z jeziora rzeką Tavignano i dalej przez las do osady pasterskiej Bergeries de Vaccaghia. Obok szałasów pasterskich rozstawione są namioty i jest możliwość noclegu tam. Gospodarz oferuje jednak zestaw spanie + jedzenie za 18 euro. Notabene jedzenie tam składa się głownie z dań na bazie serów 😉
Z osady pasterskiej mocno w dół na kolejną korsykańską sawannę . Znowu spotykam karawanę, tym razem na koniach. Nużącym podejściem docieram do schroniska Manganu :

Siedzę na werandzie schroniska sącząc lokalne piwo z kasztanów. W schronisku jest mały wybór artykułów spożywczych, przede wszystkim brak pieczywa 😦 Ale jeszcze coś mam w plecaku.
A tu niespodzianka wchodzi Niemiec z Wiesbaden, który został poprzedniego dnia w schronisku Ciottulu di Mori. Mówi że dubel etapów był ciężki z ojoj 🙂
Po rozłożeniu namiotów, jemy obiad w kuchni dla biwakowiczów i jasna cholera … wpada na biwak Marcin 🙂
Przeszedł 3 etapy dzisiaj, po wczorajszym zdobyciu szczytu Monte Cinto !
Rozbija namiot i siedzimy pijąc piwo z Niemcem, Francuzem w rozerwanych portkach i jego kumplem do zachodu słońca.

Etap 5 – Dublet

Schronisko Tighjettu – Castellu di Vergio

Sobota 21 sierpnia
Poranek przyniósł niespodziankę : dużą rosę. Wszyscy w najrozmaitszy sposób suszą namioty. Psia krew składam wilgotny namiot. Przy śniadaniu w wiacie pod schroniskiem mówię, że można dziś połączyć etapy. Reszta mówi : chyba nie.
Dalej długie zejście po kamieniach. Zachodzę do schroniska Bergeries de Vallone na porcję lokalnej wędliny i sera.
W potwornym upale maszeruję przez las, ale mam piękny widok na korsykański matterhorn :

Część ekipy opala się nad strumieniem, spotykam również resztę, która nocowała w schronisku Bergeries de Vallone. Rozpoczyna się podejście w skalnym terenie bez żadnego cienia. W strumieniu długo relaksuję się mocząc nogi w lodowatej wodzie. Przez liczne progi skalne docieram na przełęcz Bocca di Foggiale. Skręcam na nieoznakowaną ścieżkę omijającą schronisko Ciottulu di i Mori. Schodzę w dół i idę nie patrząc pod nogi wygodną ścieżka nad rzeką. W ten sposób łącze dwa etapy.

Siedzę nad rzeką mocząc nogi i dostrzegam naszą ekipę, która zaliczyła schronisko Ciottulu di i Mori i idzie dalej, wbrew temu co mówili przy śniadaniu. Jest pomalowany Francuz z kompanem, grupa z jegomościem w podartych spodenkach, atrakcyjna włoszka, długowłosy śpiący pod gołym niebem 🙂
Mijamy mostek na rozwidleniu szlaków GR 20 i Mare a Mare Nord przy wodospadach Cascades d’E’Radule.
Zakosami przez las nie mający końca dochodzimy do Castellu di Vergio. Jest po parking przy szosie, sklep otwarty do 19-ej, duża kuchnia i wspaniałe prysznice z ciepłą wodą 🙂
Rozkładam wilgotny namiot, który wysycha w 5 minut w ciepłym zachodzącym słońcu. Przed 22-ą docierają Angielki padając ze zmęczenia i mówią dość : kończymy GR 20 Po ciemku pobłądziły w lesie i nadrobiły trochę kilometrów ponad normę. Atrakcyjna Włoszka w końcu też namówiła swego chłopaka, by pojechać na ponoć najpiękniejsze w Europie korsykańskie plaże. Również żegnają się z ekipą.
Rozmowy przy piwie na werandzie dobiegają końca i o 22.30 ekipa idzie na zasłużony odpoczynek.

[*] Żegnaj Przyjacielu

Kiedyś powiedziałeś mi w trudnej chwili w górach :
” Spotkałem na swej drodze Jezusa, powiedział mi : Ochronię Was „

Tak było :

I nie wróci nigdy więcej … piszę ten post po 2 godzinach, kiedy dowiedziałem się … że już nigdy więcej nie pojedziemy razem w góry … Szkoda Stary …

Płaczę po Tobie Robercie

ŻEGNAJ PRZYJACIELU ! ! !

[*]

Etap 4 – W skalnym amfiteatrze

Schronisko Ascu Stagnu – schronisko Tighjettu

Piątek 20 sierpnia
Poranek zapowiadał upalny dzień. Przed 6-ą jeszcze większość z grupy z którą przemierzam GR 20 jeszcze spała. Marcin idzie na Monte Cinto. Przy gorącej porannej herbacie życzymy sobie powodzenia. Jak zwykle żartujemy z Pomalowanym Francuzem, co za przesympatyczny gość 🙂 Kanadyjczyk o nienagnanych manierach rusza pierwszy, tego dnia zrobi dubla i już go nie spotkam. Żegnam się z parą Kanadyjczyków, którzy rezygnują z dalszej wędrówki GR 20 i w drogę.
Początek monotonny w lesie. Kiedy kończy się las na otwartej przestrzeni upał doskwiera jak cholera. Maszeruję powoli często popijając wodę w malutkich łyczkach.
Przy spalonym schronisku Rifuge d’ Altore długi odpoczynek. Są tam osłonięte kamieniami miejsca biwakowe i co najważniejsze źródełko wody 🙂 Podchodzę przez skalne progi na przełęcz Bocca di Tumasginesca, gdzie rozpościera się fascynująca panorama gór i morza z jednej strony oraz skalnego cyrku Cirque de la Solitude. Z przełęczy wejście do cyrku biegnie długą serią łańcuchów w tym kilku pionowych, w jednym miejscu bezpośrednio znajdujemy się 5 metrów na głowami idących poniżej.
Ekipa niemiecka z Kolonii ma tutaj ogromne problemy. Poniżej łańcuchów też należy zachować ostrożność na wyślizganych skałach o dużym nastromieniu. Po szczęśliwym zejściu idę w dół kotła w strasznej kruszyźnie i pomalutku do góry. Wchodzę na duże płyty, na początku mała drabina ( mniejsza od drabiny na Orlej Perci ) i długą serią łańcuchów pokonuję największą płytę. Następnie jest kilka odcinków nieubezpieczonych biegnących po eksponowanych płytach i docieram do turni dobrze widocznej z przełęczy Bocca di Tumasginesca, skąd pozostaje tylko podejście na przełęcz Bocca Minuta.
Widoki w Cirque de la Solitude są niesamowite 🙂 Kiedy wchodzę na przełęcz Bocca Minuta schodzą chmury i podziwiam majestat skalnych turni w cyrku w chmurach, robi wrażenie.
Schodzę do wąwozu Ravin de Stranciaccone, gdzie końcówka zejścia do schroniska Tighjettu biegnie po dużych płytach.

W samym schronisku są dostępne artykuły spożywcze, ale ich wybór jest ograniczony i wędliny już nie wyglądają tak zachęcająco. Cześć grupy poszła do następnego schroniska Bergeries de Vallone oddalonego o niecałą godzinę. Ale tutaj jest pomalowany człowiek, Niemiec z Wiesbaden, Francuz śpiący po gołym niebem i jeszcze mniej więcej połowa grupy. Jeden z Francuzów chodzi w podartych na tyłku spodenkach po dzisiejszym etapie. W ramach ograniczenia wagi plecaka, wziął tylko jedną parę spodni na siebie i dalszą drogę będzie pokonywał w podartych 🙂
Trudy dzisiejszego etapu po 20-ej zaprowadziły mnie szybko w objęcia Morfeusza 🙂

Etap 3 – Z kijkami czy bez ?

Schronisko Carozzu – Ascu Stagnu

Czwartek 19 sierpnia
Po 6-ej po wygramoleniu się z namiotu, ze zdziwieniem odkrywam, że cała ekipa z którą wystartowałem z Calenzany jest na biwaku. Jedni pomału zwijają manatki, inni jeszcze jeszcze śpią 🙂 Obok bardzo grzeczny Kanadyjczyk o nienagannych manierach mówi mi, że spróbuje dziś dublować etap i jak wyciągam graty z namiotu, to już go nie ma. Idę do biwaku Marcina, pośpiesznie zbiera graty. Po wczorajszym winie korba w głowie jeszcze jest. Pijemy na maxa wodę i gadamy budząc śpiących obok Niemców.
Powoli wszyscy wstają i rozpoczyna się wielkie pakowanie. Marcin już wyruszył. Niefortunnie rozbiłem namiot w towarzystwie mrówek, więc za karę wytrząsam je z topicu 🙂
Żartuję przed wyjściem na temat pory wstawania z Pomalowanym Człowiekiem – wytatuowanym ciemnoskórym francuzem i jego kolegów, którzy na pierwszym etapie prawie biegli. Bardzo fajni goście 🙂 No i zakładam plecak i w drogę.
Po krótkim zejściu jest pierwsza atrakcja tego etapu, czyli chwiejący się 35 metrowy wiszący mostek. Ekipa niemiecka ma lekkie na nim problemy. Jeden z nich musi niestety przenieść trzy plecaki. Filmuję ich zmagania kamerą i dostaje pseudonim Kieślowski :), którym przez następne etapy będą mnie tytułować.
Ponoć na tym mostku, było już kilka wypadków podczas przechodzenia w padającym deszczu. Czemu wcale się nie dziwię, jak przyjrzałem się mostkowi to jest on lekko pochylony.

Za mostkiem ruszamy w lewo w górę wąwozu Spasimata. Droga idzie po płytach w niektórych miejscach lekko eksponowanymi, które są ubezpieczone łańcuchami i stalowymi linami. Część osób idzie przez ten oporęczowany odcinek z kijkami, które tylko przeszkadzają. Na którymś z korków na trasie tłumaczę, że zdecydowanie łatwiej idzie się przez techniczne odcinki bez kijków. Cześć spakowała kijki a inni dalej walczą z linami i kijkami 😉 Wyprzedziwszy towarzystwo słyszę jak Pomalowany Francuz tłumaczy na kolejnym korku to samo. Szczęśliwie wychodzę z płytowego wąwozu i kieruję się na prawo długim przyjemnym trawersem rozkoszując się widokami skalnego ogrodu a’la dobrze mi znane Dolomity.
Wkraczam w olchowy zagajnik i szlak idzie mocno do góry po sypkim piargu. Z plecakiem makabra. Przez wąski żleb i wychodzę w pięknej dolince w której znajduję małe jeziorko Lavu di Muvrella. Widoki są przepiękne, rozległa panorama sięga Calvi i morza.
Jest pierwsze miejsce na GR 20 od Calenzany, gdzie jest zasięg telefonii komórkowej. Oczywiście długi popas nad jeziorem z użyciem działającego telefonu.
Ostatnie długie podejście na przełęcz Bocca di Muvrella, gdzie rozciąga się fantastyczna panorama na góry Korsyki. Z przełęczy stromo w prawo i sinusoidalnym trawersem przez bloki skalne dochodzę na przełęcz Bocca di Stagnu. Widzę stąd jak na dłoni schronisko Ascu Stagnu, do którego zejście wiedzie przez kruchy teren. Prawdziwy wpierdol dla obciążonych kolan.
Na zejściu napotykam uroczą Włoszkę, która zgubiła znaki i wyszła na duży blok skalny, z którego nie potrafiła zejść. Sprowadzam ją na dół i idziemy ostrożnie pokonując kolejne progi skalne i wąskie żleby. Mówi że już ma dość GR 20, ale jej chłopak chce koniecznie iść dalej i ją tutaj zostawił aby nauczyła się samodzielności w górach 🙂 Jest mina nie wróży nic dobrego dla jej chłopaka.
Schodzimy do schroniska Ascu Stagnu, gdzie nie ma problemu z brakiem miejsc na rozbicie namiotu. Obok jest położony Hotel Le Chalet więc w schronisku jest luksus w postaci ciepłej wody pod prysznicem 🙂
Sympatyczni Kanadyjczycy mówią, że schodzą jutro z GR 20 na łatwiejszy szlak. Kanadyjka ma stłuczony łokieć i wiele siniaków. Etap trzeci, chyba przerósł ich możliwości. Spotykam również sympatycznego ich rodaka o nienagannych manierach, który stwierdził : Dziś nie był dzień na dublowanie etapu, może pojutrze 🙂
W schronisku jest sklep z najlepszym wyborem miejscowych wędlin. Wspaniała jest polędwica, która rozpływa się w ustach za 9 euro, salami kosztuje 7 euro. Piwo Pietra za 4 euro. W porównaniu do innych schronisk na GR 20 tutaj jest tanio i duży wybór różnych artykułów spożywczych.

Wieczorem idziemy z Marcinem i Niemcem z Wiesbaden zaznać trochę luksusu na piwo za 6 euro do baru w hotelu. Gadamy jeszcze z Angielkami z Liverpoolu, które twierdzą, że bez problemu przejdą cały GR i ciężki plecak to nie problem 😉
I po 22 całe wesołe towarzystwo idzie grzecznie spać myśląc o najtrudniejszym etapie GR 20, który nas jutro czeka.